Kiedy wiele osób myślało, że wszystko było klarowne i poszło zgodnie z planem, wyniki niedawnych wyborów europejskich w naszej okolicy pokazały coś innego. Wprowadziły one liczne pytania i mogą potencjalnie przemodelować lokalną scenę polityczną. Weźmy na przykład sytuację w Toruniu – teraz tylko jedno miejsce w parlamencie jest zajmowane przez mieszkańca tego miasta.
Oczywiście, chodzi o miejscową posłankę Iwonę Hartwich (Koalicja Obywatelska), która nie jest czołowym graczem w sejmie. Ta zmiana miała miejsce głównie za sprawą Joanny Scheuring-Wielgus (Lewica) przeniesienia się do Brukseli. Scheuring-Wielgus jednak, aby szansę na zwycięstwo była realna, musiała skorzystać z możliwości startu w okręgu wielkopolskim.
Sytuacja Kowala: Przegrana czy zwycięstwo?
Wszyscy pozostali reprezentanci toruńsko-włocławskiego okręgu sejmowego mieszkać będą już poza Toruniem. Niektórzy, jak poseł Arkadiusz Myrcha (KO), dawno temu przenieśli swoje rodziny do Warszawy, podczas gdy inni, tacy jak Krzysztof Szczucki (PiS) i Przemysław Wipler (Konfederacja), wykonują prace typowo „spadochroniarskie”. Paradoksalnie to nie Toruń z różnymi opcjami politycznymi będzie teraz ustalać ton mandatowemu towarzystwu, ale reprezentanci wsi i mniejszych miast. Nie było tak niewielkiej reprezentacji Torunia, grodu Kopernika, od roku 1989.
Kiedy Joanna Scheuring-Wielgus opuściła swój sejmowy mandat, Piotr Kowal przejął go. Kowal również kandydował do Europarlamentu jako „jedynka” Lewicy w okręgu kujawsko-pomorskim i zebrał jedynie 12 tysięcy głosów.